Córka poległego policjanta samodzielnie wzięła udział w aukcji owczarka niemieckiego — szokujący powód!

**Dziennik Leny Kowalskiej**

Teren targowiska w powiecie Wierzbowa Dolina zawsze był głośny, kleisty i trochę za duży dla tak cichej, drobnej dziewczynki jak Lena Kowalska. Letnie słońce prażyło żwir, zamieniając każde drżenie powietrza w coś gęstego i jasnego. Karuzele huczały za stoiskami z kiełbasą. Sprzedawcy wykrzykiwali oferty karmelowej waty i losów, a z głównego pawilonu dobiegał daleki dźwięk młotka. Tam, w centrum najważniejszego wydarzenia dnia, Lena miała osiem lat i nie wypowiedziała ani słowa od tamtego listopadowego dnia, gdy na podwórku pojawili się dwaj mundurowi, a jej świat rozpadł się na tysiąc kawałków. Jej matki, posterunkowej Anny Kowalskiej, już nie było. Zginęła na służbie pisały gazety, odeszła tak, że nie zostawiła miejsca na pytania czy nadzieję. Od tamtej pory głos Leny zamilkł, schował się w zakamarku jej ciała, którego nawet ona nie potrafiła odnaleźć.

Ale tego ranka Lena obudziła się przed świtem z silniejszym niż zwykle bólem w piersi. Od razu podeszła do zakurzonego słoika, który wypełniła monetami była wystarczająco mała, by trzymać je w środku. Grosze urodzinowe, dwudziestozłotówki zarobione na sprzedaży lemoniady, srebrne monety, które matka podsuwała jej jak nagrody. Policzyła je dwa razy: dwieście osiem złotych i kilka dwudziestogroszówek. Schowała skarb do plecaka i czekała przy drzwiach.

Renata, żona jej matki, próbowała ją od tego odwieźć: Lena, kochanie, nie musisz iść na tę aukcję mówiła, klęcząc przed nią z oczami, które kiedyś były tak pełne życia. Tam nie znajdziesz tego, czego szukasz. Zróbmy sobie naleśniki, dobrze? Ale Lena pokręciła głową, jej wzrok utkwił w obrączce Renaty, która lśniła w porannym świetle. Teraz złoty pierścionek wydawał się nie na miejscu, zbyt duży na jej drżącym palcu. Marek, ojczym Leny, stał z boku, bawiąc się telefonem i starając się nie wyglądać na zdenerwowanego. Nie wiedział, jak jej pomóc po pogrzebie, mówił tylko coś w stylu: No dalej, Lenka, musisz iść dalej, inaczej nie będziesz mogła żyć. Czasem go za to nienawidziła. Ale czasem nie miała nawet siły, by go nienawidzić. Pojechali w ciszy, rozklekotane Subaru Renaty wyskakiwało na wiejskiej drodze, każda dziura w asfalcie szarpała rękami Leny. Gdy dotarli na parking, Renata pochyliła się i szepnęła: Cokolwiek się stanie, kocham cię, dobrze? Lena spojrzała na swoje kolana, a tylne drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Powietrze targowiska od razu ją uderzyło: zapach waty cukrowej, siana, potu i nagrzanego metalu.

W pawilonie ludzie tłoczyli się wokół drewnianych ław, zwróconych ku małej scenie. Kilku mundurowych stało z przodu, wyraźnie zakłopotanych. Z boku stała jedyna metalowa klatka z ręcznie napisaną tabliczką: Aukcja psów służbowych wycofanych z eksploatacji. I tam był Rex, jedyna rzecz, która wciąż wydawała się Lenie prawdziwa w jej matce. Nie wspomnienie, nie zdjęcie, ale Rex, którego pysk był już blady z wieku, a oczy wciąż ciemne i przenikliwe. Siedział, jakby to miejsce należało do niego, ale jego ogień ledwo się poruszał. Spojrzał po tłumie, a potem instynktownie zatrzymał wzrok na Lenie. Wzdłuż jej pleców przebiegł dreszcz. Przez miesiące Lena czuła się żywa tylko nocą, gdy szeptała do Rexa przez płot za starą komendą, po tym jak wszyscy odeszli. Powierzała mu rzeczy, których nie mogła powiedzieć nikomu innemu sekrety, ból, tęsknotę za matką. Rex nie odpowiadał, ale słuchał, i to wystarczyło.

Mężczyzna w pomiętym granatowym garniturze zawołał zbyt wesołym głosem: Dziś macie szansę stać się właścicielami kawałka historii Wierzbow

Rate article
Zibainis
Add a comment

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

seven + fifteen =

Córka poległego policjanta samodzielnie wzięła udział w aukcji owczarka niemieckiego — szokujący powód!