Urodziłaś dziecko, gdy sama masz prawie pięćdziesiąt lat! O czym ty myślałaś? wyrzucały mi przez słuchawkę bliscy.
Mam czterdzieści sześć. Miesiąc temu urodziłam bliźniaki chłopca Arturka i dziewczynkę Hanię. Nie potrafię opisać, co czuję, gdy na nich patrzę. Szczęście, radość, łzy, ciepło, które rozpiera mnie od środka.
Tylko że ani moja matka, ani siostra nie przyszły nawet na wypis ze szpitala. Krewni ze strony męża też zignorowali narodziny naszych dzieci. Wszystko przez nasz wiek.
Kiedyś nie myślałam o dzieciach, szczerze. Byłam młoda, cieszyłam się beztroskim życiem, tańczyłam w klubach. Czego więcej potrzeba dziewczynie do szczęścia? Morze drinków, adoratorzy, nocne szaleństwa. Dusza śpiewała z radości.
Aż w wieku dwudziestu dwóch lat poznałam Krzysztofa. Przystojniak, broda, okulary. Umiał rozśmieszyć każdego. Za nim biegały tabuny dziewczyn, ale wybrał mnie. Przyznaję, że to mocno podbiło mi samoocenę. Miał mieszkanie, samochód, rodzinny biznes. Jego rodzice prowadzili kilka sklepów z odzieżą w Warszawie, zarabiali spore pieniądze.
Myślałam, że spotkałam księcia na białym koniu. Krzysztof mój bilet do szczęśliwego życia. Marzyłam o ślubie, pięknej sukni, miesiącu miodowym w Egipcie.
Ale dla niego to nie były poważne związki. Mieszkałam u niego miesiąc, aż pewnego dnia wymienił zamek i wyrzucił moje rzeczy na klatkę. Tak po prostu, gdy byłam w salonie na manicure! Jedyne, co usłyszałam: Jesteśmy z innych światów, nie pasujesz do mnie. Jakbym była butem bez pary!
Po tym rozstaniu bardzo się załamałam. Schudłam piętnaście kilo, chodziłam jak cień. Wypadały mi włosy, nosiłam peruki albo kapelusze. Zdrowie się posypało. Drastyczne odchudzanie odbiło się na kobiecych sprawach. Miałam operację, brałam leki, zioła, nalewki. Bez skutku.
Postanowiłam skupić się na karierze. Uwielbiałam malować paznokcie, więc zostałam stylistką. Na szczęście klientek nie brakowało, zarabiałam dobrze. Wzięłam kredyt, kupiłam małe dwupokojowe mieszkanie w Poznaniu. Potem odłożyłam na samochód. W wieku trzydziestu trzech lat spełniłam marzenie otworzyłam własny salon piękności. Pracują ze mną młode dziewczyny.
Dwa lata temu poznałam Jacka. Pracował w sąsiednim biurze, pewnego dnia wpadł do salonu, żeby rozmienić pięćset złotych. I zakochałam się ponownie. Szybko zamieszkaliśmy razem, wzięliśmy ślub. Oczywiście, zaczęliśmy myśleć o dzieciach.
Nic nie wychodziło przez nasz wiek. Zdecydowałam się na in vitro. Modliłam się do Boga, by dał mi dziecko, bym została najlepszą matką.
I Bóg usłyszał moje prośby. Urodziłam dwoje zdrowych dzieci, poród był lekki.
Oszalałaś? Jakie dzieci w twoim wieku? Myślałaś w ogóle? krzyczała moja matka przez telefon.
Boże, ja wkrótce będę babcią, a ty decydujesz się na dziecko? Siostro, jesteś za stara! wrzeszczała siostra.
Nikt z rodziny nas nie wsparł. Przed szpitalem czekał tylko Jacek i fotograf. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i pojechaliśmy do domu.
Dzieci mają już miesiąc. Ani matka, ani siostra nie chcą nas odwiedzać. Mówią, że zniesławiłam ich przed całym miastem. Bo śmiałam urodzić w tak dojrzałym wieku.
Ale czy to moja wina, że zapragnęłam rodziny? Czy to aż taki grzech?